środa, 26 grudnia 2012

I tell You this is not the end

Mam w planach nawiązać treścią postu do tytułu postu. Może mi się udać, ale jest duże prawdopodobieństwo, że zjadę z wytyczonego toru i zacznę znowu na coś narzekać, jak to mam w zwyczaju. Na przykład najbardziej wkurzającym nawykiem jakim mam jest robienie sobie przerw na przeglądanie kwejka w trakcie robienia czegoś w stylu przeklętej gazetki na projekt informatyczno-historyczny, która ma na celu tylko i wyłącznie zniszczyć mi psychikę, zszargać moje nadszarpane nerwy, rozjebać mi resztki mózgu oraz najważniejsze zająć mój cenny czas, który równie dobrze mogłabym poświęcić na coś twórczego, chociażby wyścigi konne, malarstwo, pisanie książek których nikt nigdy nie przeczyta, oglądanie filmu/serialu, przeglądanie kwejka albo chodzenie na wykłady z języka aramejskiego, no nie wiem ale na pewno fajniejszego niż robienie tego.... no i jasny szlag by mnie zaraz trafił, nie dość że zjechałam z toru to jeszcze zaczęłam narzekać. Ja muszę zacząć się troszkę bardziej kontrolować.

Kiedy już przywitałam bliżej moją głowę ze ścianą, tak na, no powiedzmy, uporządkowanie (bardzo dokładne i dość bolesne) myśli, w celu ogarnięcia samej siebie mogę zacząć mój bliżej niezrozumiały monolog.
Mamy święta. W sumie mamy koniec świąt. Koniec tego radosnego okresu przesiąkniętego komercją i tłuszczem, obciążonego wydatkami i zbędnymi kilogramami. Niektórzy mogą się czuć za przeproszeniem dość wychujani, bo w tym roku dostali niezadowalający prezent, albo co gorsza wychujał ich kalendarz adwentowy z czekoladkami, gdzie wigilijna miała być największa a tu kurwa gucio i maliny, producenci jebnęli duże okienko z taką tyciątycią czekoladką. Szmaty. Chamstwo najwyższego sortu. Ale mamy koniec świąt, lada moment koniec roku, koniec przerwy świątecznej, koniec odpoczynku od matematyki, koniec odpoczynku od fizyki, koniec obijania się, buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu.
To takie smutne. Tyle przegrać. Znaczy jak się głębiej przyjrzeć to to nie jest koniec. A nawet jeśli to tylko teoretyczny. Owszem koniec świąt Bożego Narodzenia, ale lada dzień będzie Wielkanoc, btw za rok kolejne Boże Narodzenie. Aczkolwiek koniec obijania się, hmm, śmiem wątpić patrząc na siebie. So I tell You this is not the end.
Dokładnie wczoraj byłam nieszczęśliwym świadkiem końca mojego drugiego ulubionego, a trzeciego jaki zaczęłam oglądać serialu. A że z pierwszą trójcą moich seriali jestem związana szczególnie mocno związana (z pozostałymi też, ale te są dla mnie szczególnie ważne i mam do nich szczególny sentyment). To takie przykre :C Może łatwiej byłoby to znieść gdyby ten koniec nie był końcem przedwczesnym. A tak ja i rzesza zawiedzionych fanów musimy wmawiać sobie alternatywne zakończenie. Z deczka odchył od normy. Ale jednocześnie dano nam nadzieję, więc będziem pielęgnować tą nadzieję do końca :D
A WIĘC. Końce są smutne. Ale jednocześnie oznaczają początek czegoś nowego, kto wie, może czegoś lepszego. Oczywiście dla mnie wraz z końcem rodzi się nadzieja. Czy ja wiem czy końce są złe? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Jak często zresztą.
Miało być mądrze, wyszło z serduszka, tak w zasadzie to nie wiem co mi wyszło. To teraz jako iż dzisiaj mam wyjątkowy odchył od normy porozwodzę się nad czymś jeszcze.



Ta piosenka jest taka śliczna i smutna, że jednocześnie podnosi mnie na duchu i dobija, i znowu chce mi się płakać buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu, chlip, końce są jednocześnie fajne i tragiczne, końce są wredne :C Ale zacna melodia, lasencja ma taki głęboki i spokojny ten głos, taki mmmmmhhmmmmmmmchmmmm, cokolwiek to znaczy.


LetItGoLetItDie

Oh and one more thing. Defend Yourself. You don't wanna end like me, do You? If You do, then You're a freak like me. <dafaq did I just write? O.o>

1 komentarz:

  1. Uwielbiam niektóre Twoje słóweczka, można się nieźle uśmiać ;3

    OdpowiedzUsuń